Podzamcze i Smoleń
Pogoda dopisywała już od najwcześniejszych godzin porannych, dlatego uznaliśmy, że zaistniały idealne warunki, aby udać się na podbój jakiegoś zamku, a dokładnie na wycieczkę na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Czekały na nas dwa obiekty: zamek Ogrodzieniec w Podzamczu i zamek Pilcza w Smoleniu.
Zamek Ogrodzieniec znajduje się we wsi Podzamcze w województwie śląskim. Wzniesiony został w systemie „Orlich Gniazd” (to system trudno dostępnych średniowiecznych zamków, wzniesionych na wapiennych skałach na wyżynie Krakowsko-Częstochowskiej, który strzegł granicy Królestwa Polskiego przed najazdem wojsk czeskich) i pamięta czasy średniowiecza. Warownia powstała między XIII a XIV wiekiem, w miejscu drewnianego grodu, który został zniszczony. Zamek miał burzliwe losy. Był w posiadaniu wielu właścicieli i przechodził z rąk do rąk w różny sposób – został kupiony, przekazany w dzierżawę, zastawiony, odstąpiony w zamian za niespłacony dług, odziedziczony, zdobyty, a także zniszczony podczas najazdu szwedzkiego, częściowo odbudowany, podpalony, a następnie częściowo rozebrany na budulec.



Warownia w latach 1949-1973 przeszła prace konserwatorskie, zmierzające do zachowania jej w formie trwałej ruiny i udostępnienia go zwiedzającym. I w takim stanie przetrwała do dzisiaj. Ruiny zamku prezentują zaledwie cząstkę dawnej warowni, ponieważ zamek Ogrodzieniec jest największym zamkiem na Jurze. Jego powierzchnia wynosi 3,5 ha i jego mury rozciągają się na długość 400 metrów.


Po zaparkowaniu samochodu, na jednym z płatnych parkingów, naszym oczom ukazał się widok iście jarmarczny. Z każdej strony rozstawione były krzykliwe, kolorowe kramy, kojarzące się z odpustem, pełne zabawek, słodyczy i licznych przedmiotów niemających nic wspólnego z historią. Oczywiście można było znaleźć kramy z pamiątkami nawiązującymi do zamku, ale były one w mniejszości i posiadały wartość, jaką można znaleźć na chińskich stronach aukcyjnych. Kicz i tandeta.
Po dojściu pod mury zamku, które prezentują się ładnie, zakupiliśmy bileciki (17 zł od osoby) i razem z mnóstwem turystów udaliśmy się zwiedzać. Oczywiście zgodnie z zachowywaniem reżimu sanitarnego, należy podążać za znakami w maskach ochronnych. O matko! (Było 32 stopnie w cieniu).
Obeszliśmy wszystkie pomieszczenia, obfotografowaliśmy zamek z każdej możliwej strony i żałowaliśmy, że nie udostępniono odwiedzającym „Wieży skazańców”, skąd musi rozciągać się ładny widok na okolicę.


Każdy zamek ma swoją legendę i Ogrodzieniec nie może być gorszy. Tutaj można usłyszeć historię o duchu czarnego psa, który odstrasza niepożądanych od ukrytego skarbu. Legenda wiąże się z postacią, kasztelana krakowskiego – Stanisława Warszyckiego, XVII-wiecznego właściciela zamku, który odbudował warownię po zniszczeniach szwedzkich. Ze źródeł można się dowiedzieć, że człowiek ten był bardzo dobrym gospodarzem swoich licznych włości – pomnażał majątek i dbał o rozwój rzemiosła. Był także złym człowiekiem i wielkim sadystą, lubującym się w torturowaniu innych. (W jednej z grot przy zamku urządził prywatną katownie). Oskarżenia o okrucieństwach, jakie zadawał innym, były wygłuszane i kasztelan pozostawał bezkarny ze względu na reputację wielkiego patrioty m.in. broniącego Jasnej Góry. Był człowiekiem bardzo bogatym i nie chciał, żeby ktokolwiek naruszył jego liczne skarby, które zebrał i ukrywał w zamku. Legenda głosi, że zawarł pakt z piekłem i po śmierci powrócił pod postacią olbrzymiego czarnego psa, który pojawia się w okolicach północy i odstrasza niepożądanych, dzwonieniem łańcucha i swoim wyglądem. Podobno stwór-pies był wielokrotnie widziany w różnych okresach historii.
Kolejnym miejscem wycieczki był zamek Pilcza w Smoleniu, który położony jest w odległości 12 km od zamku Ogrodziniec. Zamek pochodzi z II połowy XIV wieku. Jednak badania archeologiczne wskazują, że w miejscu obecnych ruin stała drewniana budowla obronna.
Pierwotnie zamek stanowił niewielką budowlę z wieżą, jednak z czasem rozrósł się – dobudowano dwa zamki (zamek wschodni i zachodni). Wraz z kolejnymi wiekami i właścicielami, zamek przeszedł kolejne rozbudowy. Jednak ograniczona powierzchnia wzgórza utrudniała dalszą rozbudowę, co przyczyniło się do opuszczenia obiektu przez właścicieli i wybudowaniu nowej posiadłości w Pilicy. Następnie warownię zdewastowali Szewdzi. W XIX wieku próbowano odbudować zamek, dzięki czemu częściowo go zrekonstruowano i uporządkowano. Ówczesny właściciel – Roman Hubicki – założył tam fabrykę śrutu „Batawia”. (Niestety ogrom pracy i środków materialnych uniemożliwił odbudowanie obiektu). W latach ’70 XX wieku rozpoczęto prace zabezpieczające mury zamkowe jako trwałą ruinę. Kolejno duży wpływ na dewastację zamku miała sroga zima i przewracające się, na mury, drzewa. Zaledwie kilka lat temu, pozostałości zamku poddano gruntownej rewitalizacji udostępniając je turystom.



Zakupiliśmy bilety (wstęp do zamku kosztuje 9 złotych od osoby), po czym udaliśmy się na szczyt góry, ścieżką wiodącą przez las. Ruinki są położone na wzgórzu i są przyjemne dla oka, chociaż widać, że osoby pracujące przy ich rekonstrukcji musiały się napracować.
Na terenie ruin można zobaczyć wykutą w skale 26-metrową studnię. Prawdopodobnie w czasach świetności zamku studnia (wykopana przez jeńców tatarskich) miała 100-200 metrów głębokości (dokładnej liczny nie potwierdzono) i z czasem została częściowo zasypana. Legenda mówi, że studnia łączyła się z siecią podziemnych korytarzy, które prowadzą do wielu okolicznych grot, w których mogło zostać ukrytych wiele cennych przedmiotów.



Co ciekawe, ruinki są mało znane i przyciągają dużo mniej osób, niż chociażby zamek Ogrodzieniec. Szczerze mówiąc zwiedza się go o niebo lepiej, ponieważ nie trzeba uważać na przepychających się turystów, ani martwić się o nadmierne stosowanie środków ochrony osobistej. (Wspinaczka pod górę w masce byłaby koszmarem). I można zrobić zdjęcie bez osób trzecich w tle.


Wycieczka na zamki była przyjemna. Pogoda dopisała i humory też. Pokonaliśmy dystans ponad 200 km. Niestety odnosimy wrażanie, że ktoś, w letnie miesiące, wyłącza niektórym kierowcom myślenie, ponieważ to, co działo się na drodze przekraczało granice zdrowego rozsądku, przez co czas podróży był dużo dłuższy, niż zakładaliśmy.
13.08.2020