Mietków, Sobótka, Wrocław
Czas spakować bagaż i ruszać w drogę, odkrywać Polskę. Dzisiaj postanowiliśmy dotrzeć do celu znajdującego się na północnym wschodzie od naszej obecnej lokalizacji, czyli chcieliśmy dotrzeć do Wrocławia.
Pierwszym miejscem, w którym się zatrzymaliśmy był zamek, a raczej pałac w Sobótce-Górce, umiejscowiony u podnóża góry Ślęży. Nazywanie budowli zamkiem nie jest prawidłowe, ponieważ jest to pałac z pozostałościami klasztoru i kaplicą. Istnieje legenda, która głosi, że wiele wieków temu w miejscu pałacu istniał zamek, który został zniszczony. Kolejno, (co już potwierdzają zapisy historyczne), w XII wieku augustynianie wznieśli kaplicę i zaczęli wprowadzać chrześcijańskie obrzędy. W późniejszych latach do kaplicy dobudowano część mieszkalną (klasztor), który w XIX wieku został przebudowany w rezydencję przypominającą kształtem zamek, czyli obecny pałac.

Obecnie obiekt można zwiedzać w małych grupach i tylko po wcześniejszym umówieniu się z właścicielem. Widać, że wokół pałacu prowadzone są prace remontowe i rewitalizacyjne, co potwierdzają umieszczone tabliczki na budynku. Dlatego obeszliśmy i obfotografowaliśmy pałac dookoła, po czym pojechaliśmy dalej.



Kolejnym ciekawym miejscem, w jakim się zatrzymaliśmy, było Jezioro Mietkowskie. Jest to zalew (największy w województwie dolnośląskim), który zasila w wodę rzekę Odrę, jest zbiornikiem retencyjnym i stanowi miejsce pozyskiwania kruszywa mineralnego, do produkcji dróg i zapraw, co pogłębia dno jeziora. Widoki są ładne.


Ostatecznie zatrzymaliśmy się we Wrocławiu, spędzając w nim 2 dni. Wrocław to duże miasto i nie wyobrażam sobie poruszać się po jego drogach samochodem, gdyż ulicami płynie niekończący się potok aut. Dlatego, aby ułatwić sobie poruszanie po tym ogromnym mieście korzystaliśmy z tramwajów. Można kupić bilet dobowy i jeździć do woli wszystkimi liniami komunikacji miejskiej.



Przez minione dwa dni przeszliśmy jakieś 30 km, a tramwajami zrobiliśmy z 15 km. Ale warto zauważyć, że nie każdy tramwaj jest klimatyzowany. Jeśli się na taki trafi, to przy panujących afrykańskich temperaturach, jest to miód na serce. Jednak można natrafić na tramwaj, w którym jest cieplej niż w saunie i wtedy należy rozważyć czy nie warto przejść tych kilku kilometrów na piechotę w towarzystwie ożywczego saharyjskiego wiatru, co najczęściej czyniliśmy.



Temperatura osiągała 35 stopni w cieniu, a my dzielnie odkrywaliśmy tajemnice miasta, co chwila natrafiając na sympatyczne krasnoludki. Ponownie odwiedziliśmy ZOO i Afrykarium, robiąc wiele ciekawych zdjęć zwierzakom i czując się jak podczas Safari.





Mijaliśmy znane nam miejsca, ale także udało nam się dotrzeć w miejsca nieznane, jakim był zamek w Leśnicy.


W XII wieku wzniesiono drewniany gródek, który w 1271 roku przebudowano wznosząc murowany zamek. Następnie losy zamku były zawiłe – raz go zniszczono, innym razem odbudowywano, a jeszcze innym przebudowano, gdyż jego wygląd nie zaspokajał potrzeb estetycznych właściciela. Zameczek trwał sobie w dobrym stanie i kondycji, (nie ugiął się nawet działaniom wojennym), aż w latach ’50 XX wieku częściowo spłonął. Na szczęście małymi kroczkami go odbudowywano i remontowano, nadając mu obecny kształt. Obecnie w zamku mieści się Centrum Kultury i Muzeum.
Uwaga: Będąc głodnym warto zjeść w restauracji „Mango Mama”. Pierwszy raz mięliśmy do czynienia z kuchnią indyjską, ale to co nam zaserwowano było pyszne. Tak więc szczerze polecamy kulinarne eksperymentowanie.
Podsumowując: Miło było ponownie znaleźć się we Wrocławiu i móc zobaczyć jak miasto się rozwija. Co krok natykaliśmy się na jakąś budowę, albo budynek którego wcześniej nie było. Mogliśmy zajrzeć do ZOO oraz odkryć kilka nowych miejsc i jednocześnie świetnie się bawić.
08.08.2018 – 09.08.2018