Słowenia – przejażdżka przez kilka państw i Maribor
Nastała godzina 8.00, więc spakowani i uzbrojeni w dobry nastrój oraz pełen bak paliwa, rozpoczęliśmy podróż do Słowenii. Aby tam dotrzeć musieliśmy przejechać przez Polskę ⇒ Czechy ⇒ Słowację ⇒ Austrię ⇒ Węgry ⇒ Słowenię, co zajęło nam jakieś 10 godzin. Jednak przez ten czas mogliśmy wynotować kilka różnic pomiędzy mijanymi krajami a Polską oraz w szczególności przyjrzeć się Austrii, która wywarła na nas pozytywne wrażenie.
Austria – to bogaty kraj utrzymujący się z rolnictwa (pola ciągną się kilometrami), stawiający na energię odnawialną (rozległe pola wiatraków, mrugające czerwonym okiem), mający idealnie równe drogi (są tak płaskie, że nawet w miejscu łatania dziur, nie czuć uskoków, a remont drogi ciągnie się przez całe miasto i jest poprzedzony znakami informującymi kierowców o ilości nierówności na drodze) i respektujący zasadę czystości. No właśnie. Gdzie okiem nie sięgnąć jest ład i porządek. Nie ma śmieci na poboczach, pozostałości po wandalach bazgrzących po ścianach, odrapanych i zaniedbanych budynków, ani brudu. Każdy mieszkaniec dba o swój kawałek ziemi – remontuje dom, strzyże trawnik (nawet pobocza są równo przycięte), sadzi kwiaty (na każdym kroku można dostrzec kolorowe rośliny – w ogródkach, na wiatach przystankowych, na poboczach, a nawet pod znakami informującymi o wjeździe do miasteczka). Mamy wrażenie, że cały kraj uczestniczy w konkursie na najpiękniejszą miejscowość, a wyrzucenie śmieci na trawnik to najgorsza zbrodnia jaką można popełnić. Wydaje nam się także, że każdy mieszkaniec ma co najmniej dwa samochody (jeden maksymalnie pięcioletni, a drugi to… luksusowy traktor). I jeszcze jedno… W Austrii nie ma przydrożnych reklam. Jedynie przed firmami czy sklepami można spotkać szyldy informujące o funkcji danej firmy. Natomiast nie ma bilbordów informujących o promocjach w danym sklepie czy reklamowych afiszy. (Co zasługuje na bardzo duży plus dla tego kraju). I wszystko byłoby idealne, gdyby nie język niemiecki.
Mijając Węgry, w których już byliśmy i które już opisywaliśmy, można zauważyć pogarszający się stan dróg, które są nierówne i połatane jak w Polsce oraz fakt, że wciąż wszystko jest „eladó” (na sprzedaż) – od domów, aż po rozległe winnice. Natomiast znalezienie jakiejś knajpki lub restauracji, w której można coś zjeść graniczy z cudem – ale po długich poszukiwaniach się udało. Poza tym jest to ładny i niezwykły kraj, do którego kiedyś z pewnością wrócimy.
Wieczorem dotarliśmy na Słowenię, a dokładnie do Maribora. Zatrzymaliśmy się na campingu „Center Kekec”, który znajduje się u podnóża gór, na peryferiach miasta i który posiada trzy gwiazdki. (Pierwszy raz spotkaliśmy się z takim oznakowaniem campingów. Do tej pory myśleliśmy, że gwiazdki przyznaje się tylko hotelom i restauracjom, a jak widać nie tylko). Camping zdecydowanie zasługuje na swoją ocenę, ponieważ warunki sanitarne i noclegowe są bardzo dobre, a otoczenie jest spokojne.
Podsumowując: Podczas pierwszego dnia wakacyjnej wyprawy przejechaliśmy 7 krajów europejskich, pokonując odległość 608 km. Udało nam się osiągnąć cel podróży, którym był Maribor i zatrzymać na przyjemnym campingu. Natomiast zasypialiśmy w naszym małym igloo, mając nad głową setki gwiazd, błyski w chmurach – ognie św. Wawrzyńca, +25 stopni w powietrzu i widok na mały, podświetlony kościółek na wzgórzu. To był dobry dzień 🙂
19.07.2015