Odrzykoń, Sanok, Zagórz, Solina

Najwyższy czas zabawić się w podróżników! Po śniadaniu wyruszyliśmy na południe. Pierwszym celem wyprawy był Odrzykoń. Jest to wieś, w której znajdują się ładnie zachowane ruiny zamku Kamieniec, górujące nad miasteczkiem. 

Zamek powstał w 1348 roku, za panowania Kazimierza Wielkiego i miał funkcję obronną. Warownia wybudowana została w stylu gotyckim, następnie kilkukrotnie ją przebudowano, gdyż miała wielu właścicieli, ale ostatecznie została zniszczona podczas najazdu Szwedów i Armii Czerwonej.

Po zakupieniu biletów i wejściu na zamek, weszliśmy do każdego możliwego pomieszczenia, sfotografowaliśmy każdą możliwą ścianę i rozciągające się wokół piękne widoki okolicy.

Kolejnym miejscem, które odwiedziliśmy był Sanok. Miasteczko może pochwalić się średniowiecznym zamkiem, różowym ratuszem oraz ładnie wyglądającym klasztorem Franciszkanów.

Przeszliśmy stare miasto, lecz bardziej interesował nas zamek, wewnątrz którego mieści się muzeum. Dlatego wchodząc na jego teren mięliśmy nadzieję zobaczyć jakiś dawny gród, albo przynajmniej coś bardziej przypominającego warownię niż to, co dostrzegliśmy. Szczerze mówiąc zamek ma tyle wspólnego ze średniowieczem, co my z parą królewską. Może powstał w XII wieku, ale wygląda bardzo współcześnie. Przeszedł całkowitą renowację, restaurację i rewaloryzację, a nawet dobudowano mu wieżę oraz południowe skrzydło. (Jak widać na przykładzie zamku w Sanoku, można wybudować zamek za pieniążki z unijnego funduszu).

Wybraliśmy się do Zagórza. Jest to niewielkie miasteczko z monumentalnymi ruinami klasztoru Karmelitów Bosych. Obiekt stanowi jeden z nielicznych, dobrze zachowanych, klasztorów warownych w Polsce i po układzie murów oraz zachowanych pomieszczeniach, można zobaczyć jak niegdyś mieszkali mnisi.

Chcąc dotrzeć do wspomnianego miejsca, trzeba przejść około kilometra, drogą prowadzącą lekko pod górę. Jednak warto zrobić sobie taki spacer, ponieważ towarzyszące widoki są piękne, a ruiny robią niesamowite wrażenie!

Klasztor powstał w XVIII wieku, lecz został zniszczony przez pożar. Obecnie trwają prace renowacyjne, aby ruiny nie zagrażały turystom, gdyż raz do roku, w czerwcu na polanie odbywa się msza.

Z klasztorem wiąże się legenda. Opowiada o duchu rycerza w zbroi, ukazującego się na murach budowli w towarzystwie widma zakonnika, który na polecenie władz austriackich podpalił klasztor i pokutuje za swoje winy. Niestety nie mogliśmy przekonać się czy to prawda, ponieważ do nocy pozostało jeszcze dużo czasu, a chcieliśmy zobaczyć kolejne miejsca.

Po pewnym czasie dotarliśmy nad Solinę. Znaleźliśmy miejsce na campingu „Brzoza”, gdzie zabraliśmy się za rozbijanie namiotu. Rozstawienie igloo zajmuje nam jakieś 5 minut, gdyż doszliśmy do niezłej wprawy. Natomiast nasze posłanie, (jak na warunki biwakowe) jest iście królewskie, ponieważ mamy: koce, karimaty, śpiwory i poduszki. Nie można narzekać.

Po rozstawieniu noclegu, chwilę odpoczywaliśmy i obserwowaliśmy ciekawe socjologiczne zjawisko, z którego mieliśmy niezły ubaw. Grupa nastolatków starała się rozłożyć 2 małe namioty. Chłopaki, chcieli zaimponować dziewczynom i udowodnić za wszelką cenę i bez niczyjej pomocy, ze wszystkim poradzą sobie sami. Biedaki żyli w błędnym przekonaniu, ponieważ po 30 minutach walki i kombinowania poddali się i poprosili o pomoc sąsiadów. Okazało się, że ich namioty można postawić w 5 minut, ale oni, swoją pokrętną filozofią, zabrali się za jego rozkładanie od końca (pomimo posiadania instrukcji obsługi). Jak widać nie każdy posiada umiejętność czytania obrazków ze zrozumieniem 😀

Pozostawiliśmy samochód na polanie i żwawym krokiem poszliśmy na zaporę (chyba najbardziej oblegane miejsce nad zalewem). Chciałam pokazać Programiście urok i niezwykłość zalewu otoczonego lasami i ładnymi, cichymi zakątkami, gdyż byłam nad Soliną parę lat temu i miejsce to zapamiętałam zupełnie inaczej.

Obecnie, postawiono na konsumpcję i brak możliwości prawdziwego odpoczynku. Natomiast to, co zobaczyliśmy, zniechęciło nas do dłuższego przebywania w tym miejscu. Z każdej strony otaczały nas tłumy turystów, (zupełnie jakby to było jedyne miejsce wypoczynkowe na Ziemi), atakowały kolorowe stragany z pamiątkami, różne budki z jedzeniem, karuzele dla dzieci i wszechobecny hałas. Gdzie jest spokój i urok tego miejsca? Zauważyliśmy, że straciło ducha wędrówki, a zaczęły liczyć się tylko pieniążki turystów.

Kiedy spacer zamienił się w slalom z przeszkodami, w postaci wczasowiczów, postanowiliśmy wrócić do namiotu. Plan objazdu zalewu, wzdłuż południowego brzegu, został przełożony na następną epokę, ponieważ po tym, co zobaczyliśmy, nie mięliśmy ochoty przepychać się z turystami.

Podsumowując: Przejechaliśmy 130 km. Pogoda nam dopisała, humory również. Zwiedzone ruiny wywarły pozytywne wrażenie, natomiast Solina – negatywne. Tak więc, bilans zysków i strat minionego dnia wychodzi na zero. To był dobry dzień!

15.08.2013

Może Ci się również spodoba

Dodaj komentarz